Gen. Nowek: Zachód chce mieć spokój
"Nie mamy do czynienia z żadną akcją separatystów. To doskonale przygotowana akcja rosyjskich służb specjalnych".
Stefczyk.info: Na wschodniej Ukrainie trwają akcje „prorosyjskich separatystów”, którzy zajmują kolejne budynki publiczne i domagają się spełnienia prorosyjskich postulatów. Czy mamy do czynienia z akcją państwa rosyjskiego?
Gen. Zbigniew Nowek: Trzeba jasno powiedzieć, że nie mamy do czynienia z żadną akcją separatystów. To doskonale przygotowana akcja rosyjskich służb specjalnych. Warto pamiętać, że Ukraina jak wszystkie kraje postsowieckie bardzo radykalnie kontrolowała dostęp do broni. A gdy spojrzy się na tych napastników, można zobaczyć, że oni mają ze sobą broń automatyczną. To nie są jakieś „pepesze” od dziadka z partyzantki, ale najnowsze kałasznikowy, kamizelki kuloodporne.
Rosyjscy politycy przekonywali, że takie sprzęty są dostępne w sklepie...
To nie jest sprzęt, który na co dzień można kupić. Być może pojedynczą sztukę kamizelki kuloodpornej można kupić, ale taki zakup w większej ilości już zwróciłby uwagę odpowiednich służb. Trzon tych oddziałów stanowią Rosjanie lub Ukraińcy z pochodzenia, ale przysłani z Rosji.
Takich ludzi powinno być łatwo zdemaskować.
Pamiętajmy, że przy bliskiej współpracy z Rosją, jaka miała miejsce za prezydentury Wiktora Janukowycza, ci „separatyści” mogą nawet posiadać ukraińskie dokumenty. Do takich działań, jako do scenariusza alternatywnego, strona rosyjska zapewne przygotowywała się od dawna. Dokumenty nie są więc wyznacznikiem narodowości. Sądząc po uzbrojeniu, zachowaniu widać, że te oddziały składają się z zawodowców. Widać, że to nie jest sytuacja, jak na Majdanie.
O jakich różnicach pan mówi?
Tam ludzie najpierw mieli kamienie, potem rozbroili jakiś posterunek milicji, skąd wzięto pojedyncze sztuki broni. Tu natomiast mamy do czynienia z profesjonalnie przygotowanymi oddziałami, które z pewnością przyjmują miejscowych ochotników – to im pozwala się maskować w tłumie. Być może właśnie pochodzenie trzonu tych oddziałów sprawia, że reakcja nowych władz Ukrainy jest powściągliwa. One wiedzą, że będą miały do czynienia z zawodowcami, że to nie są amatorzy, którzy ulękną się szturmu. Władze w Kijowie wiedzą, że podczas szturmu będą ofiary.