Europa po zamachach
Co wiemy, a raczej czego nie wiemy po atakach w Niemczech.
O zamachach Würzburgu, Monachium, Ansbach i Reutlingen, stale rosnącym zagrożeniu ze strony terroryzmu i braku koncepcji elit na walkę z tym groźnym zjawiskiem – w najnowszym tygodniku „wSieci” piszą publicyści tygodnika, Aleksandra Rybińska i Jan Maria Rokita.
Niemieckie elity polityczne nie mają zamiaru walczyć z prawdziwymi przyczynami terroryzmu, czyli pomyloną polityką multikulti. Cały wysiłek skupiają więc na propagandzie, służącej przekonaniu coraz bardziej przerażonego społeczeństwa, że zamachy, do których doszło w Würzburgu, Monachium, Ansbach i Reutlingen, nie mają nic wspólnego z imigrantami, nieudaną polityką integracyjną ani islamem – pisze Aleksandra Rybińska.
Autorka obnaża także propagandę europejskich elit: —„Tylko bez paniki” — oto przekaz płynący z ekranów telewizorów i pierwszych stron gazet. Terroryzm zawsze istniał, a kto wciąż się boi, niech rzuci okiem na statystyki. Prawdopodobieństwo uduszenia się połkniętym końcem długopisu jest wciąż większe niż prawdopodobieństwo utraty życia wskutek aktu terroru. Cztery zamachy w ciągu zaledwie dwóch tygodni. Jeśli wierzyć niemieckim politykom i mediom — dokonane przez „pojedynczych sprawców”, ogarniętych ślepą furią i pogrążonych w głębokiej depresji. Sprawcy, jeśli nie leczyli się psychiatrycznie, to powinni byli się leczyć, bo mieli „coś nie tak z głową”. Nawet tam, gdzie związek z Państwem Islamskim został udowodniony, tonie on w słowotoku ekspertów i polityków, którzy przekonują Niemców, że to tylko zasłona dymna, kryjąca „taką zwyczajną” samotność i desperację — czytamy w tekście.
O konsekwencjach błędnych decyzji pisze w nowym „wSieci” również Jan Maria Rokita: — Jeszcze niedawno wydawało się, że nowe pokolenie muzułmanów, sprawnie wykorzystujących internet do akcji politycznej, stwarza wyjątkową nadzieję na polityczną syntezę religii i wolności w krajach islamskich otaczających UE od południa. Nieudany przewrót turecki i jego polityczne konsekwencje muszą być nieuchronnym końcem wszelkich tego rodzaju nadziei.
Kiedy pięć lat temu świat z sympatią obserwował bunt Libijczyków przeciw na poły okrutnemu, na poły kabaretowemu tyranowi Kadafiemu, francuski filozof i celebryta Bernard-Henry Levy z entuzjazmem przepowiadał początek „ery islamskiego oświecenia”. Ideologiczny entuzjazm, który zapanował wtedy we Francji, musiał się wydawać mocno przesadzony. Ale pewien rodzaj podziwu oraz nadziei związanej z wolnościowym ruchem islamskiej młodzieży nazwanej „pokoleniem postfundamentalistyczym” był w Europie powszechny i całkiem naturalny. Przez jakiś czas bowiem wydawało się, że owo nowe pokolenie muzułmanów sprawnie wykorzystujących internet do akcji politycznej stwarza wyjątkową nadzieję na polityczną syntezę religii i wolności w krajach islamskich otaczających Unię Europejską od południa – pisze Jan Rokita na łamach „wSieci”.
Więcej o dylematach elit Europy i o rosnącym ryzyku eskalacji konfliktu cywilizacyjnego w najnowszym numerze „wSieci”, w sprzedaży już od 1 sierpnia br., także w formie e-wydania na http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.