Autorzy 2023 - promocja!

Dołęga-Mostowicz przewidział Tuska

opublikowano: 31 października 2014
Dołęga-Mostowicz przewidział Tuska lupa lupa
fot. PAP/EPA

Nie śmiejmy się z prezesa Nikodema Dyzmy, bo jego przypadek okazał się bardzo skuteczną drogą kariery. Do czego jednak nas i Europę doprowadzą rządy Nikodemów Dyzmów?

Już wiadomo, jak będzie funkcjonował nowy przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk. W praktyce jego zadania będzie realizował Piotr Serafin. Mamy więc klasycznymodel funkcjonowania bardzo ważnej osoby, przeanalizowany już przed wojną przez Tadeusza Dołęgę-Mostowicza: prezesa (czy generalnie szefa) i jego sekretarza (faktycznego szefa). Case study przeanalizowane przez Dołęgę-Mostowicza jest zresztą najczęściej realizowanym w III RP, a szczególnie w jej ostatnich siedmiu latach, modelem funkcjonowania instytucji i ich szefów.

W przeciwieństwie do Donalda Tuska, Piotr Serafin zna się na unijnym prawie i procedurach, rozumie brukselską biurokrację i wie, jak powinien funkcjonować przewodniczący Rady Europejskiej.Serafin jest ekonomistą i prawnikiem, wykształconym także na Zachodzie, ma kilkunastoletnie doświadczenie (pod różnymi rządami) wyniesione z pracy w zlikwidowanym już Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej oraz w MSZ, a przede wszystkim już pracował dla i za unijnego komisarza - Janusza Lewandowskiego. No i, co nie bez znaczenia, Piotr Serafin potrafi pracować nad dokumentami w obcych językach, rozumie, co oznaczają zawarte w nich sformułowania i rozwiązania oraz potrafi prowadzić negocjacje w tych językach.

Oczywiście ktoś taki jak szef Rady Europejskiej powinien mieć swój sztab i Donald Tusk go kompletuje. Nie ma w tym niczego nadzwyczajnego. Tyle że ktoś taki jak przewodniczący Rady Europejskiej powinien jednak ogarniać obszar swego działania. Choć eurosceptycy twierdzą, że nieogarnianie jest jednak lepsze, bo w ten sposób wymyśla się mniej głupot i absurdalnych rozwiązań. Chyba jednak lepiej jest wymyślać coś świadomie, a przynajmniej to kontrolować, niż wrzucać i akceptować rozwiązania mające prawne i faktyczne skutki dla całej unii, a powstałe z niezrozumienia, przez nieporozumienie bądź podsunięte przez lobbystów albo grupy interesu. W każdym razie świadomym tego, czym się zajmuje szef Rady Europejskiej był nieefektowny i kostyczny, ale pracowity i kompetentny Herman van Rompuy. Oczywiście istnieje prawdopodobieństwo, że ktoś niekompetentny i leniwy też może sobie radzić na wysokim stanowisku, szczególnie w Brukseli, a przynajmniej może sobie radzić przez pewien czas, chodzi jednak o zasady oraz o opinię o Polsce.

Donald Tusk jest politykiem na tyle doświadczonym, wykształconym i sprytnym, że nie musi postępować tak, jak opisany przez Tadeusza Dołęgę-Mostowicza prezes Państwowego Banku Zbożowego, kandydat na ministra i w końcu na premiera. Co nie znaczy, że w Brukseli Tuskowi nie przydałby się praktyk tego rodzaju, jak bogaty i przebiegły ziemianin oraz przedsiębiorca z Koborowa Leon Kunicki, opisany w case study Dołęgi-Mostowicza.

W jakimś sensie w czasie sprawowania urzędu premiera wspomnianego przedsiębiorcę zastępowała Donaldowi Tuskowi Rada Gospodarcza, ale w Brukseli tego wariantu raczej nie da się zastosować.

Absolutnie niezbędną osobą podczas urzędowania Donalda Tuska w Brukseli wydaje się opisany w case study Dołęgi-Mostowicza sekretarz i główny doradca Zygmunt Krzepicki, człowiek wykształcony, inteligentny i bardzo pomysłowy, choć mający ewidentne wady charakteru. Nie chodzi przecież jednak o wierną kopię takiej osoby, lecz o funkcję. Czyli o kogoś, kto myśli za szefa oraz potrafi za niego pracować, co doradcy, sekretarzowi Krzepickiemu czasem nie wychodziło.

Najlepiej, żeby taka osoba była połączeniem dobrych stron przedsiębiorcy Leona Kunickiego i doradcy Zygmunta Krzepickiego, ale nie miała ich wad. I Donald Tusk taką osobę znalazł, co oznacza, że uważnie przeanalizował case study Dołęgi-Mostowicza i wyciągnął z tej lektury wnioski. Opisana we wspomnianym studium osoba prezesa Państwowego Banku Zbożowego mogła dzięki posiadaniu doradcy oraz korzystaniu z pomysłów przedsiębiorcy uchodzić za „wybitnego ekonomistę” i „świetnego organizatora”, mimo że oczywiście żadnym z nich nie była. I działo się to w czasach, gdy dopiero się kształtowało coś takiego jak PR i marketing polityczny. Teraz te narzędzia zostały rozbudowane do niebywałych rozmiarów, co oznacza, że znacznie łatwiej jest uchodzić za kogoś, kim się naprawdę nie jest. Prezes Państwowego Banku Zbożowego, kandydat na premiera i zbawcę ojczyzny przez przypadek wyrobił sobie wystarczająco dużo znajomości w sferach rządowych i generalnie w kręgach elit, by uchodzić za członka tego towarzystwa. A sama przynależność sprawiała, że nikt ważny nie myślał, by go sprawdzić. A nawet, gdy takie próby się pojawiły, prezes był już dostatecznie wpływowy, że temu zaradzić. Poza tym elita nie jest skłonna przyznawać, że się myli, jeśli więc raz wejdzie się do tego towarzystwa, praktycznie nie sposób z niego wypaść. I podobnie było z Donaldem Tuskiem, tyle że on nie dostał się do towarzystwa na zasadzie przypadku. Ale gdy już się dostał, zaczęły działać te same mechanizmy, które w swoim studium opisał Tadeusz Dołęga-Mostowicz. I podobnie może być z Donaldem Tuskiem w Brukseli, choć w tym wypadku istnieją liczne możliwości zweryfikowania kompetencji.

Tusk został uznany za swego, czyli zdolnego do sprawowania funkcji przewodniczącego Rady Europejskiej, mimo że wielu spraw na najgłębszychpoziomach funkcjonowania Unii Europejskiej kompletnie nie rozumie, co często podkreśla np. prof. Jadwiga Staniszkis.

Ale prezes Państwowego Banku Zbożowego rozumiał jeszcze mniej i jemu się udało. No a prezes nie miał przy sobie osoby tak kompetentnej jak Piotr Serafin. Jeśli tylko Serafin nie zbuntuje się z tego powodu, że będzie pracował za siebie i Tuska, byłemu polskiemu premierowi może się udać sprawować funkcję, do której się nie nadaje.Choćby z tego powodu się nie nadaje, że na takim stanowisku trzeba jednak pracować. Nie śmiejmy się zatem z prezesa Nikodema Dyzmy, bo jego przypadek okazał się bardzo skuteczną drogą kariery. Pozostaje tylko pytanie, do czego nas i Europę doprowadzą rządy Nikodemów Dyzmów.

Stanisław Janecki

Zobacz takЕјe: "Sieci": Zielony kataklizm


 

Zaloguj się, by uzyskać dostęp do unikatowych treści oraz cotygodniowego newslettera z informacjami na temat najnowszego wydania

Zarejestruj się | Zapomniałem hasła