Czy trzeba było zamknąć Polskę i świat?
W nowym numerze „Sieci” dziennikarze podejmują zagadnienie, czy rzeczywiście kwarantanna i zamrożenie gospodarki jest słusznym rozwiązaniem.
Jan Rokita w artykule „Lockdown pod oskarżeniem” zauważa, że na świecie nie ma już powszechnego przerażenia wizją apokaliptycznej zarazy, a część międzynarodowych społeczności stara się podważać zasadność surowych restrykcji. Nie stanowią one większości populacji, ale starają się głośno krytykować działania polityków. Do ostrej debaty doszło we Włoszech.
Lewicowemu rządowi Giuseppe Contego w każdej chwili grozi utrata większości, po tym jak jego sojusznik – były premier Matteo Renzi wraz ze swoją niewielką grupką renegatów z Partii Demokratycznej – wszczął ostrą kampanię przeciw dekretom rządowym wydłużającym czas obowiązywania restrykcji sanitarnych. „Wolność nie jest mniej warta niż zdrowie” – mówi Renzi w wywiadzie dla gazety „La Repubblica”, domagając się m.in. natychmiastowego wznowienia meczów włoskiej ligi piłkarskiej – czytamy.
Publicysta stara się wyjaśnić, dlaczego w Szwecji sytuacja wygląda inaczej niż w reszcie krajów europejskich. Według niego Szwedzi cechują się dużym zdyscyplinowaniem i uczciwie podeszli do apelu władz, a nie każda nacja zareagowałaby podobnie.
Przypadek Szwecji służy w Europie do podawania w wątpliwość całej polityki lockdownu, która zrujnuje (przynajmniej na jakiś czas) wyniki gospodarcze większości krajów. Tyle tylko, że przykład szwedzki może się okazać zwodniczy. Albowiem jeśli choćby oglądać w sieci zdjęcia i filmy ze Sztokholmu, trudno nie zauważyć, że osiągnięto tam w gruncie rzeczy podobny, co gdzie indziej poziom izolacji społecznej, tyle że nie środkami nakazowo-karnymi, ale perswazją i odwołaniem się przez władze do poczucia dyscypliny społecznej.
Marek Pyza i Marcin Wikło w artykule „Kampania +” podsumowują zwroty i zmiany w bieżącej kampanii wyborczej. Komentują m.in. ostatnie reakcje opozycji oraz mediów z nią zawiązanych na przełożenie wyborów:
Nagle się okazało, że opozycja chce rozliczać obóz władzy za niezorganizowanie wyborów w terminie – udając, że sama nie domagała się ich przełożenia. Że mając większość w Senacie, do maksimum wykorzystała proceduralne możliwości obstrukcji, byle tylko uniemożliwić przeprowadzenie głosowania w konstytucyjnym terminie, i straszyła Polaków śmiertelnym niebezpieczeństwem, jakie rzekomo miałoby im grozić niezależnie od formuły elekcji.
Dziennikarze odnoszą się również do debaty prezydenckiej emitowanej przez Telewizję Polską: Andrzej Duda jako jedyny mógł na tej debacie stracić. Ryzykował trudne starcie z dziewięcioma kandydatami, z których niemal każdy (może z wyjątkiem Marka Jakubiaka) szykował się na wbijanie szpil. I tak też się stało. Prezydent dużo zyskał już tym, że w debacie na tym etapie uczestniczył – inaczej niż urzędujący prezydenci walczący o reelekcję – Bronisław Komorowski w 2015 r. czy Aleksander Kwaśniewski w 2000 r.
Pyza i Wikło zastanawiają się także, kto może zyskać na przedłużeniu kampanii: Nieoficjalnie mówi się o wpisaniu do ustawy tzw. praw nabytych, czyli kandydaci, którzy zebrali 100 tys. podpisów, nie będą musieli robić tego ponownie. To kluczowe dla tych „mniejszych”. Ale jeśli mowa o nowych wyborach, to będzie też możliwość zgłoszenia nowych kandydatów, co uchyla jednak furtkę Koalicji Obywatelskiej do podmiany Małgorzaty Kidawy-Błońskiej na kogoś innego.
Na temat telewizyjnej debaty prezydenckie pisze także Michał Karnowski w artykule „Duda przetrwał nawałnicę”. Komentuje postawę prezydenta Andrzeja Dudy oraz wystąpienia kandydatów:
Naliczyłem aż 25 ataków na niego, a prym wiedli Władysław Kosiniak-Kamysz oraz, co zaskakujące, Krzysztof Bosak i Mirosław Piotrowski (kiedyś europoseł wybrany z rekomendacji PiS). Prezydentowi udała się w tych warunkach sztuka niesamowita – umiał się – potocznie mówiąc – odwinąć, ale jednocześnie zachował powagę, postawę prezydencką.
Dziennikarz odnosi się także do kontrowersyjnych wypowiedzi kandydatów, m.in. Władysława Kosiniaka-Kamysza, który… chyba czuje się zagrożony przez radykalnego Hołownię, bo zdecydował się na frontalny atak na prezydenta Dudę i PiS. Podkreślił to jeszcze gadżetem, wielkim długopisem przypominającym ten Wałęsy z 1980 r., ale z wizerunkiem nie Jana Pawła II, lecz prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Miał być to chyba w zamierzeniu cios osinowym kołkiem, ale wyszło niezręcznie, żenująco.
Michał Karnowski podsumowując całą debatę zauważa: Debata nie zmieni zasadniczo biegu kampanii, ale pokazała, że wybór stojący przed Polakami jest realny, każdy głos mocno słychać. Sądziłem, że będzie się ona mocniej toczyła w cieniu epidemii koronawirusa, ale tu paradoks – chyba tylko prezydent Andrzej Duda zrozumiał, jak wielkie wyzwania stoją przed Polską w tym czasie.
Z prof. Kamilem Zaradkiewiczem, pełniącym obowiązki pierwszym prezesem Sądu Najwyższego, rozmawia Wojciech Biedroń („Niektórzy pierwsi prezesi Sądu Najwyższego zasługują na potępienie”). Profesor wspomina m.in. o zarządzeniu pierwszej prezes SN, prof. Małgorzaty Gersdorf, dotyczącym „zamrożenia” Izby Dyscyplinarnej:
− Przypominam, że TSUE objął zabezpieczeniem wyłącznie postępowania w sprawie spraw dyscyplinarnych sędziów. […] zabezpieczające postanowienia TSUE powinny być wykonane przez każdy właściwy organ władzy państwa członkowskiego Unii Europejskiej w ramach jego zadań i kompetencji. Z tej perspektywy podstawowym adresatem postanowienia TSUE nie jest ani pierwszy prezes SN, ani nawet prezes kierujący Izbą Dyscyplinarną, ale składy SN rozpoznające poszczególne sprawy. […] postanowienie TSUE w tym zakresie wkracza w sferę orzeczniczą. Tymczasem żaden organ władzy publicznej w Polsce nie może, w zamian składu orzekającego, podejmować decyzji co do tego, jakie ewentualne działania podjąć w ramach toczących się postępowań. Ta kwestia należy do niezależnego sądu i niezawisłych sędziów. Tym bardziej zatem ani rząd RP, ani Sejm nie powinny dokonywać zmian ustawowych, które ingerowałyby w czynności podejmowane przez Sąd Najwyższy.
Profesor wyjaśnia również swoją decyzję dotyczącą usunięcia portretów pierwszych prezesów SN z lat 1945-1990:
− Moje najwyższe zdumienie od wielu lat budziło to, że w holu gmachu głównego Sądu Najwyższego znajdują się portrety pierwszych prezesów SN z czasów komunistycznych. Dlatego, że w tamtym okresie ani wymiar sprawiedliwości nie był niezależny, ani prawodawstwo PRL nie zawierało nawet elementarnych instrumentów gwarancji niezawisłości sędziów […]. Prezesi z lat 1945–1990 nie zasługują na takie wyróżnienie. W moim przekonaniu są tacy, którzy z uwagi na swoją działalność publiczną zasługują wręcz na potępienie.
W tygodniku przeczytać można także komentarze bieżących wydarzeń pióra Krzysztofa Feusette’a, Doroty Łosiewicz, Bronisława Wildsteina, Andrzeja Rafała Potockiego, Marty Kaczyńskiej-Zielińskiej, Aliny Czerniakowskiej, Jana Pospieszalskiego czy Katarzyny i Andrzeja Zybertowiczów.
Więcej w najnowszym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 11 maja br., także w formie e-wydania – polecamy tę formę lektury, wystarczy kliknąć: http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.