Co naprawdę powiedział papież
Na naszych oczach rodzi się nowa tradycja: próby ustalenia, „co naprawdę papież Franciszek” powiedział podczas konferencji prasowej. W tę świeżą tradycję wpisują się żywo media katolickie, a także katolicy świeccy, zwłaszcza na portalach społecznościowych, tłumaczący i odkrywający kolejne „spiski” i „manipulacje światowych mediów”.
Schemat jest dość przewidywalny: papież jedzie z pielgrzymką, i wygłasza ortodoksyjne homilie. Potem wraca samolotem do Rzymu, i podczas konferencji prasowej powtarza przesłanie ortodoksyjne, ale dorzuca coś, co brzmi kontrowersyjnie, a nawet szokująco. Albo coś, co literalnie nie jest nowym przesłaniem, ale za sprawą użytego języka brzmi sensacyjnie.
Chwilę potem zaczynamy wyjaśniać, i tłumaczyć, że właściwie nic się nie stało.
Tak jest i teraz. Słyszymy, że papież wcale nie uznał trojga dzieci za optymalną liczbę potomstwa, ale stwierdził, że to „minimum”. No cóż, można i taki wniosek wyciągnąć z jego słów, choć to trudne. Bardzo trudne. KAI podaje bowiem takie oto tłumaczenie tego wątku:
Uważam, że wspomniana przez pana liczba trojga dzieci w rodzinie, na jedno małżeństwo zdaniem specjalistów to tyle, ile trzeba, aby utrzymać liczbę ludności na stałym poziomie. Kiedy ona spada, mamy do czynienia z inną skrajnością, jaką obserwujemy we Włoszech, gdzie jak słyszałem - nie wiem, czy to prawda - w roku 2024 nie będzie pieniędzy, aby wypłacić emerytury.
Z kolei wersja angielska, podawana przez Catholic News Agency brzmi:
I think the number of three children per family that you mentioned – it makes me suffer- I think it is the number experts say is important to keep the population going. „Three per couple”. When this decreases, the other extreme happens, like what is happening in Italy.
„Three per couple” - a nie „At least three per couple”.
Co ważne, zamiast podkreślania bezwarunkowej wagi otwartości rodziców na życie, mamy socjologiczno-demograficzną receptę na problemy świata.
W drugim „gorącym” wątku papieskiej wypowiedzi - związanym z porównaniem rodzin wielodzietnych do królików - wątpliwości już nie ma:
Ten przykład, o którym wspomniałem przed chwilą, kobiety, która oczekiwała ósmego dziecka, a miała już siedmioro urodzonych za pomocą cesarskiego cięcia ukazuje pewną nieodpowiedzialność. „Nie, ja ufam Bogu”. „Ale spójrz, Pan Bóg daje tobie środki, bądź odpowiedzialny”. Niektórzy uważają, że - przepraszam za to słowo - aby być dobrym katolikiem musimy zachowywać się jak króliki. Nie, ważne jest odpowiedzialne rodzicielstwo.
Użyte przez papieża słowo „króliki” na określenie rodzin wielodzietnych z pewnością szybko nie zniknie ze sceny. Usłyszy je, za plecami i w twarz, wiele rodzin wielodzietnych. Echo będzie brzmiało długo. Bo przecież gdyby to powiedział ktoś z lewicy świeckiej, uznalibyśmy te słowa za oburzające. Oczywiście, podczas tej samej konferencji papież stwierdził:
„Potrzebne jest odpowiedzialne rodzicielstwo, ale także dostrzeżenie wielkoduszności tego ojca i matki, którzy widzą w każdym dziecku skarb.”
I można przekonywać, że te słowa są ważniejsze. Ale tamte, o „królikach”, też padły. Papież też z pewnością wiedział, że „króliki” to nie jest to słowo, wobec którego świat przejdzie obojętnie. I wiedział, że to ono będzie na czołówkach, a nie inne wątki.
Słyszymy, że przekaz papieża jest stale manipulowany, że wyciąga się z jego wypowiedzi wątki korzystne dla lewicy, a nawet że mamy do czynienia ze świadomym przekłamywaniem przekazu. Takie ujęcie sprawy oznaczałoby jednak, że uważamy papieża za osobę nieroztropną. Przecież, zapewne, w samolocie podróżują z nim ciągle ci sami dziennikarze. Skoro rzekomo stale i stale przekłamują, to dlaczego wciąż latają, i dlaczego wciąż to się powtarza? A i sam papież jest osobą zbyt wybitną, zbyt inteligentną, by nie rozumiał mechanizmów medialnego przekazu. Skoro używa słowa „króliki”, wie, że pójdzie ono w świat, i zdominuje wszystkie relacje z konferencji.
Istota sprawy jest więc następująca: to jest zakręt, to jest zmiana. Na razie przeprowadzana ostrożnie: przekazowi ortodoksyjnemu towarzyszą nowe wątki, sugerujące poważną korektę. Są one jednak wprowadzane w taki sposób, by dały się interpretować na różne sposoby, by można było dociekać, „co papież naprawdę powiedział”.
Nie oceniam, czy to dobrze, czy źle, czy zmiana jest potrzebna, czy też nie. Słucham papieża uważnie i z pokorą. Uważam jednak, że i katolicy, i media katolickie, muszą uznać, że coś ważnego się dzieje. Gra pt. „co papież naprawdę powiedział” wyczerpuje swoje możliwości, zaczyna być śmieszna.
Pamiętajmy też, że obraz nie jest jednoznaczny. Np. lewicowy „The Guardian” wypomina papieżowi, że na Filipinach zdecydowanie bronił nauczania Kościoła w sprawie antykoncepcji:
Zasygnalizował w ten sposób, że coraz wyraźniej prezentuje swój konserwatywny rys, ignorowany przez opinię publiczną i zaciemniany przez media, skłonne do eksponowania jego populistycznej osobowości”.
Sytuacja nie jest więc prosta - ani z perspektywy naszej, ani z lewicowego punktu widzenia. By ją rozeznać stawajmy jednak w prawdzie, a nie udawajmy, że odpowiednią interpretacją słów zmienimy ich sens, intencję i zamierzony skutek.Bo zaczyna to wyglądać jak obrona papieża przed… Franciszkiem.
CZYTAJ TEŻ: Czy papież Franciszek potępił wielodzietność? Kilka zdań uzupełnienia, zanim ulegniemy manipulacji
Jacek Karnowski