Autorzy 2023 - promocja!

Broń słabych

opublikowano: 12 września 2013
Broń słabych

"Kiedy rządzący gwiżdżą na społeczeństwo i jego prawa, trudno się dziwić, że przedstawiciele społeczeństwa gwiżdżą na nich" - pisze na łamach tygodnika "wSieci", w artykule pt. "Broń słabych", Marcin Wolski.

Poniżej prezentujemy fragment felietonu:

"Różne są próby zdefiniowania kolejnej fazy III Rzeczypospolitej. Chyba najtrafniej pasuje tutaj hasło (użyte przez Tomka Terlikowskiego) „Polska według Kiepskich”, przy czym wszechogarniająca kiepskość, chociaż z góry pochodzi, znajduje niestety oddźwięk na dole. Słowa Andrzeja Leppera: „Wersalu nie będzie” brzmią jak ponure proroctwo, zwłaszcza w czasach, kiedy proste określenie w rodzaju „wyrażenia nieparlamentarne” dokładnie odwróciło swój sens.
Dziś to język parlamentarzystów wyznacza kierunki chamstwa i plugastwa, a rozmaite typy, jak Palikot czy Niesiołowski, używają sformułowań kiedyś, gdy na rynku pojawiło się „Nie”, szokujących, lecz dziś tolerowanych przez ich mocodawców. Na panujące obecnie w tych kręgach maniery Janek Pietrzak znalazł znakomitą nazwę: „Cham life”. Dlatego trudno powstrzymać uśmiech politowania, kiedy „łże-autorytety” ze wspomnianego „cham life’u” zaczynają ronić krokodyle łzy, widząc, jak wytyczone przez nich standardy zbłądzą pod strzechy. Kiedy przed gwizdami nie chroni ani powaga Kościoła, ani cmentarza, nie mówiąc już o zajmowanym stanowisku czy minionych zasługach wygwizdywanego.

Aż chce się zawołać: chciało się wam ochlokracji, no to ją mata! Jeśli ktoś taki jak prof. Władysław Bartoszewski (niezależnie od ogromu osobistych zasług) nazywa społeczeństwo „bydłem”, niech się potem nie dziwi, że wspomniane „bydło” go wygwizduje. Ale to nie tylko kwestia idącego z góry przykładu z krajów, wprawdzie demokratycznych i wyżej rozwiniętych, jednak pozbawionych kulturalnej patyny, którą nam zacofańcom wszczepiła tradycja szlacheckiego dworku i katolickiego kościółka. Gwałtowność protestu jest zwykle odwrotnie proporcjonalna do możliwości wyrażania swych opinii i zmieniania rzeczywistości w zwyczajnym demokratycznym trybie. Tusk, gdyby serio traktował „głos ludu”, pozbyłby się Bufetowej jeszcze przed warszawskim referendum, a już w żadnym wypadku nie groził, że nawet jeśli przegra, to i tak zrobi ją komisarzem. Takie słowa są dyskwalifikujące nawet dla sołtysa w Dójkach Małych. Są nie tylko głupie, ale i niebezpieczne!

Komitety w PRL (przy czym zaznaczam, że nie była to nazwa papierosów, tylko domów partii) palono m.in. dlatego, że inne formy społecznego sprzeciwu zostały zablokowane. Nie było realnej opozycji w parlamencie, niezależnych stowarzyszeń i związków zawodowych, wolnej prasy, a nawet ostatnią redutę wolnego słowa – kabaret – sprowadzono do najwyżej dwustuosobowej salki, poddanej pilnej kontroli cenzury i Służby Bezpieczeństwa. Nie dziw, że gdy już dochodziło do protestu, często zmieniał się on w niszczącą furię, zwłaszcza gdy władza (i różne jej frakcje) dolewały oliwy do ognia.

Polecam to uwadze wszystkich tych, którzy zamierzają dziś ograniczać demokrację, utrudniać możliwości referendów czy demonstracji. Paradoksalnie, ale właśnie owe znienawidzone przez nich możliwości wyrażania sprzeciwu w granicach prawa są dla nich gwarancją własnego bezpieczeństwa. Zaś pokusa, żeby ich zakazać…"

Pełen artykuł znajdą Państwo w najnowszym numerze tygodnika "wSieci"!



 

Zaloguj się, by uzyskać dostęp do unikatowych treści oraz cotygodniowego newslettera z informacjami na temat najnowszego wydania

Zarejestruj się | Zapomniałem hasła