Braun: W postPRL-u mamy wymiar niesprawiedliwości
„W postPRL-u oczywistości trzeba dochodzić przed zagranicznymi sądami”.
Stefczyk.info: Trybunał w Strasburgu orzekł, że w sprawach Pana procesu z Janem Miodkiem, w których został Pan skazany za nazwanie go agentem SB, doszło do złamania pańskiego prawa do wypowiedzi. Jak Pan przyjmuje to orzeczenie?
Grzegorz Braun: Sądzę, że o komentarz w tej sprawie należałoby pytać dziś nie mnie. Może lepiej pytać tych funkcjonariuszy frontu ideologicznego pełniących obowiązki dziennikarzy, którzy kolportowali przez lata kłamstwa na mój temat, dezinformując opinię publiczną. Tak robili i w sprawie mojej osoby, jak i w sprawie publicznej, czyli lustracji.
Kogo Pan ma na myśli?
Dziennikarzy „Gazety Wyborczej”, „Rzeczpospolitej”, PAP, a także tych stołecznych dziennikarzy, którzy dziś pracują na etatach niezależnych i niepokornych, ale przed laty nie zadawali sobie trudu, żeby szukać źródłowych informacji we Wrocławiu. Oni siedząc w stolicy reprodukowali opinie „Wyborczej”. Trzeba by pytać dziś również oportunistycznych historyków, niestety pracujących i pod szyldem IPN, którzy bojąc się własnego cienia nie świadczyli w tej sprawie o prawdzie. Listę tych oportunistów otwierają: ówczesny szef IPN we Wrocławiu, Włodzimierz Suleja – zasłużony strażnik niepamięci o korzeniach „układu wrocławskiego” – i obecny prezes IPN-u, pan Łukasz Kamiński, człowiek-guma z Wrocławia, który w ostatnich latach sprawnie przeprowadził auto-pacyfikację IPN.
Co mu Pan zarzuca? Na czym wówczas polegał jego oportunizm?
On sprawdził się jako konformista m.in. w moim procesie, a także jako członek tzw. komisji historycznej ds. inwigilacji Uniwersytetu Wrocławskiego, która rzecz tak badała, żeby ostatecznie niczego nie zbadać. Można sięgnąć do komunikatów tej komisji. Wtedy będzie jasne, jak odwracała ona kota ogonem w sprawie Jana Miodka. A i samego Jana Miodka należałoby zapytać, jak się teraz czuje po tym, jak przez siedem lat z jego inicjatywy kolportowane były kłamstwa i kalumnie na mój temat.