Bismarckowska logika dziejów
W dziedzinie gospodarczej UE niekoniecznie pomaga nam w wydobyciu się z peryferyjności. W sferze psychicznej, duchowej czyni to bardzo intensywnie — pisze Piotr Skwieciński.
Publicysta na łamach tygodnika "wSieci" zastanawia się, jak dekada Polski w UE wpłynęła na kondycję naszego kraju.
- Nie sposób odpowiedzieć wiarygodnie na pytanie, co by się działo z Polską, gdyby dziesięć lat temu nie przystąpiła do Unii Europejskiej. Nie sposób, ponieważ trudno sobie wyobrazić scenariusz, w którym tej akcesji by nie było. A to dlatego, że choć prounijna propaganda w latach poprzedzających rok 2004 prześcigała się w dramatycznych sugestiach, jakoby nasze wejście do UE stało pod znakiem za- pytania, jakoby przeciw tej ewentualności działały potężne siły zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz naszego kraju, to zwłaszcza z perspektywy czasu wydaje się oczywiste, że innej możliwości po prostu zabrakło — czytamy.
Skwieciński przekonuje, że wpływ dekady w UE należy rozumieć nie tylko pod kątem gospodarczego rozwoju:
- Obecne młode pokolenie Polaków to absolutnie pierwsza generacja obywateli naszego kraju, która nie ma kompleksów wobec zachodu — zaznacza.
Podsumowując, Skwieciński skłania się do konstatacji, by czasu Polski w szeregach wspólnoty europejskiej nie oceniać zero-jedynkowo.
- Pytanie, czy dobrze uczyniliśmy, wstępując do Unii, jest politycznie bezsensowne. Sensowne natomiast jest pytanie, w jakim zakresie skutki tej nieuniknionej akcesji są dla nas dobre, a w jakim złe. Wydaje się, że w ramach unijnego modelu (powtórzmy – nieoptymalnego dla Polski, ale w konkretnych warunkach jedynie możliwego) przeważają skutki pozytywne. Przeważają obecnie, pozostaje jednak pytanie o nieco dłuższą perspektywę. Co się stanie, gdy unijne fundusze przestaną już nakręcać nam koniunkturę? Czy unikniemy pułapki, w którą wpadły kraje południowej Europy? — zastanawia się publicysta.
Całość podsumowania Piotra Skwiecińskiego na łamach tygodnika „wSieci”. Polecamy!