Bez przemiany sądownictwa walka z pijanymi kierowcami nie będzie skuteczna
Niemal każda rozprawa dotycząca zbrodni komunistycznych, jaka ma miejsce w ostatnim czasie, przebiega wedle podobnego scenariusza. Zgromadzeni w sali ludzie w pewnym momencie nie wytrzymują. Krzyczą, pokazują transparenty lub w inny emocjonalny sposób dają wyraz swojemu sprzeciwowi wobec sędziów i polskiego wymiaru sprawiedliwości.
Wymiaru, który przez dekady nie był w stanie ocenić i rozliczyć sprawców zbrodni komunistycznych, który często brał udział w ich tuszowaniu.
Rozprawy coraz częściej kończą się kłótniami, wyrzucaniem widowni z sali, czy wręcz zamieszkami z policją, która próbuje egzekwować wytyczne sędziów. Dziś już samo wspomnienie o zaniechaniach i opieszałości wywołuje sprzeciw sądów.
Można mieć coraz mniej nadziei na sądowe rozliczenia dla zbrodniarzy komunistycznych. Również ci, którzy zapewnili im bezkarność, mogą spać spokojnie. Politycy, sędziowie, adwokaci, prokuratura – każde środowisko dołożyło swoje do bezkarności czerwonych przestępców. Przestępców, którzy w III RP weszli w aurze demokratów i ludzi czystych.
Warto mieć w pamięci ten defekt polskiej rzeczywistości, gdy rozpętała się kolejna publiczna debata na temat pijanych kierowców. Politycy przekrzykują się w pomysłach, jak zniszczyć plagę zabójców na drogach. Po tragedii w Kamieniu Pomorskim każdy ma swoje pomysły. Jednak debacie umyka ogromnie ważny szczegół.
Walkę z pijanymi kierowcami, zmorą Polski od lat, będzie prowadziło to samo środowisko, które bierze odpowiedzialność za bezkarność komunistycznych zbrodniarzy. Środowisko sędziowskie do dziś nie oczyściło się z ludzi, zaangażowanych w ten stan rzeczy. Co więcej, nie oczyściło się również z ludzi, którzy sądzili w czasach PRL-owskiego totalitaryzmu.
Jest więc skażone zgodą na bezkarność przestępców. Włącza się w system dający im możliwość kpienia z polskiego prawa. Tym samym przykłada rękę do budowania bardzo niebezpiecznego relatywizmu pojęciem dobra i zła, dowodzi, że nie jest w stanie kierować się potrzebami społeczeństwa i dobrem wspólnym.
Czy naprawdę ktoś sądzi, że środowisko, które daje przyzwolenie na spokój i bezkarność czerwonych zbrodniarzy, może uchronić Polskę i Polaków przed pijanymi drogowymi zabójcami?
Bez jego gruntownej przemiany walka z jakąkolwiek systemową patologią nie może być skuteczna.
Prawo nie zbuduje granicy między dobrem i złem w sposób absolutny. Prawo może zareagować, gdy zło się pojawia
- mówił szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz, komentując tragedię w Kamieniu Pomorskim.
Problem w tym, że polskie prawo nie reaguje na zło, nie reaguje na najcięższe zbrodnie, zapewniając ich sprawcom parasol ochronny. Czyni to już 25 lat...
Stanisław Żaryn