Beata Tadla spuszczona ze smyczy
Wywiad z kandydatem opozycji na prezydenta Andrzejem Dudą przeprowadzony w telewizji publicznej przejdzie do historii. Chamstwo telewizyjne w pełnej krasie, udrapowane w urodziwą twarz prezenterki.
Atakowanie w sposób nieprzyzwoity gościa w studiu, tylko dlatego, że nie jest z naszej paczki, to jakaś dewiacja. Nawet nie było minimalnej próby bawienia się w obiektywizm. „Bierz go!” No i pani Tadla robiła co mogła: lekceważące spojrzenie, wyraźna niechęć w głosie i ogólnie traktowanie Andrzeja Dudy z góry, jak jakiegoś mydłka, który upadł na głowę i zachciało mu się do pałacu.
Biorąc pod uwagę z jakim namaszczeniem opiewany jest w TVP obecny prezydent i przedstawiciele rządzącego establishmentu, jak tuszowane są ich wszelkie wpadki i potknięcia, kontrast w podejściu do polityka opozycji podczas tego wywiadu wręcz buzował adrenaliną, która roznosiła prowadzącą.
Andrzej Duda jeszcze raz pokazał klasę i nie dał się wciągnąć, bliskiej histerii Beacie Tadli w słowną przepychankę.
W komunie, a szczególnie w stanie wojennym telewizja była medium znienawidzonym. W Świdniku w porze „Dziennika Telewizyjnego” ludzie wychodzili ostentacyjnie na spacer. Był też zwyczaj wystawiania odbiornika na parapet ekranem do okna. Na murach pisano „TValsz” czy „TV łże”.
Jeśli byśmy jako miarę naszej wolności wzięli stan mediów, to jesteśmy mniej więcej na poziomie stanu wojennego. Publiczna telewizja sięgnęła dna propagandowej szczekaczki.
Prezydent Komorowski w zasadzie nie potrzebuje sztabu wyborczego. Media dwoją się i troją by go wspomóc i lansują bez opamiętania.
Przechył TVP na stronę obozu władzy na co dzień z lekka tuszowany, w okresie kampanii przedwyborczej przybiera wręcz chory wymiar. Wtedy wiadomo dlaczego od początku III RP pilnuje się jak oka w głowie, by media mogły być wyłącznie koncesjonowane i by te koncesje wydawali sprawdzeni towarzysze sprawdzonym towarzyszom.
Słynne zdjęcie, bodajże z ostatnich wakacji, przedstawiające przewodniczącego KRRiT Jana Dworaka, wspólnie na żaglówce z prezydentem Komorowskim, jest najlepszym podsumowaniem tego co się tu wyprawia w ramach polityki informacyjnej.
Rzecznik PiS zrobił bardzo dobrze wychodząc demonstracyjnie ze studia TVP. Gdyby został byłaby kolejna drętwa gadka kiedy to przedstawiciel Platformy wspierany przez prowadzącego, rozmydlał by wydarzenia we frazesach i pustosłowiu.
To dobrze. Szkoda tylko, że PiS dopiero teraz upomina się o wolność w mediach. Przecież tej wolności nie ma na co dzień. Teraz w kampanii ona się bardziej uwidacznia, ale to jest stan chroniczny. Media za społeczne pieniądze są mózgopraczami i wspierają narrację zupełnie nie będącą w polskim interesie.
Walka o media to walka o wolną Polskę. Bez tego będziemy skazani na jakąś zgraję w mediach publicznych, która z premedykacją będzie się starała „rozjechać” gościa w studiu, bo się ośmielił mieć inne poglądy.
Dobre wyniki Andrzeja Dudy, powodują nerwowość nie tylko na Woronicza.
Dziś rano w TOK FM Dominika Wielowieyska przeprowadziła wywiad z Janem Wróblem, który udawał Andrzeja Dudę i wypowiadał się w jako on.
Sztab odwołał wizytę kandydata na prezydenta w studiu dosyć późno, to prawda, ale nie upoważnia to dziennikarzy, którzy jednak wpływają na opinie publiczną, by sobie robić takie niewybredne jasełka. Jan Wróbel jest ponad to dyrektorem liceum.
Głos Andrzej Dudy nie jest powszechnie znany, ze względu na medialną reglamentację, więc taki wybryk jest poważnym działaniem na szkodę w kampanii wyborczej.
Czas przeorać te nasze tzw. media, bo bez tego będziemy trwać nadal w spreparowanej rzeczywistości. Spreparowanej by nas zniewalać, ogłupiać a w konsekwencji ubezwłasnowolnić jako obywateli.
Ryszard Makowski