Archiwum
Wydanie nr 27/2021 (449)
NA POCZĄTEK
6REPRYWATYZACJA
19KRA J
26ŚWIAT
43OPINIE
54DODATEK – PODRÓŻE
57SIECI KULTURY
63HISTORIA
70SPORT
74GOSPODARKA
78KUCHNIA
88NA KONIEC
90Hołd za hołdem
Były radykalny antykomunista, a dziś europejski koalicjant postkomunistów – po drodze pełniący wiele zaszczytnych funkcji – pan Radosław Sikorski ma cechę cenną dla publicystów i ważną dla opinii publicznej. Otóż wprost jasno i dobitnie mówi to, co jego partyjne koleżanki i koledzy próbują skrywać.
To on otworzył wielu Polakom oczy na istotę polskiej polityki zagranicznej wobec Niemiec za czasów PO-PSL, czyli dążenie do podporządkowania Warszawy Berlinowi.
W wystąpieniu na forum Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej w listopadzie 2011 r. wezwał Niemcy, by przewodziły Europie. „Macie przewodzić” – mówił. I deklarował: „Polska wnosi również do Europy gotowość do kompromisu – nawet w zakresie wspólnego podejścia do suwerenności – w zamian za uczciwą pozycję w silniejszej Europie”.
Zestawienie tych dwóch tonów – wychwalania potęgi niemieckiej, zachęty do korzystania z niej i jednocześnie lekkiego podejścia do suwerenności Polski – wytworzyły wrażenie „hołdu berlińskiego” i pod taką nazwą przemówienie to przeszło do historii.
Gdy czyta się ten tekst ponownie, uderza, jak lekko minister wzywa do oddania kolejnych kompetencji zdominowanym przez niemieckie elity i wpływy instytucjom brukselskim oraz jak lekceważąco podchodzi do państwowości polskiej, redukując ją do „tożsamości narodowej, religii, stylu życia, moralności publicznej oraz stawek podatku dochodowego i podatku VAT”.
Resztę mają wziąć brukselskie instytucje. Mówiąc o ich władzy, użył nawet określenia „drakońskie uprawnienia”.
Uczciwie dodajmy, że minister Sikorski przeciw takiej interpretacji zawsze oponuje. Ale każdorazowa lektura przemówienia potwierdza wrażenie, iż był to hołd. Sprawa jest bowiem prosta: mniej Polski, a więcej Unii, przy silnym przywództwie niemieckim oznacza mniej Polski, a więcej Niemiec.
Kolejne wypowiedzi ministra Sikorskiego potwierdzają, że opinia publiczna dobrze odczytała jego intencje. W najnowszej, z tego tygodnia, czytamy: „Prawica nie przyjmuje do wiadomości, że Niemcy stracili na naszą rzecz 20 proc. swojego przedwojennego terytorium, że reparacji i Kresów pozbawił nas Związek Radziecki, że Niemcy głównie finansują nasze transfery z Unii i że to my – godząc się na zmianę umowy o gazociągu jamalskim – częściowo przyczyniliśmy się do budowy Nord Stream” – napisał w tygodniku „Polityka”.
Szokujące słowa. Tezy, iż Ziemie Odzyskane to jakiś prezent czy reparacja ze strony Niemiec, nie głoszą nawet najbardziej nacjonalistyczni politycy w Berlinie. Bo państwo niemieckie nic do tego nie miało ani nie ma. Kształt granic określili alianci po zakończeniu II wojny światowej, w sposób bolesny dla Polaków, bo pozbawiający nas Kresów. Jeśli Polska komuś zawdzięcza terytoria na Zachodzie, to własnemu wysiłkowi wojennemu, od początku do końca prowadzonemu po dobrej stronie.
Dla Polaków II wojna światowa nie będzie zamknięta, dopóki Polska nie uzyska zadośćuczynienia za każde ludzkie życie (także żydowskich obywateli II RP, co pozwoliłoby część pieniędzy przekazać środowiskom i państwu izraelskiemu), każdy zniszczony budynek (to samo), każde cierpienie i każdą zbrodnię.
Niemcy tę konieczność rozumieją wobec innych narodów i państw – z wyjątkiem Polaków. Do nas trafiło zaledwie 1 proc. odszkodowań niemieckich po II wojnie światowej. Jeden procent! Do państwa zapewne najbardziej poszkodowanego, z najstraszliwszą okupacją.
Sikorski kpi też, że „polska martyrologia w pakiecie z mesjanizmem i zaściankowością jest towarem eksportowym, na który brak popytu”.
Trudno o większe nieporozumienie. To nie cierpiętnictwo, nie martyrologia, ale polska dusza, która nie umie ani nie może zapomnieć. Sikorski tej duszy najwyraźniej nie rozumie. Ale to także ważny argument polityczny, z którego każdy naród w Europie korzysta. Bo kształt Europy, jej granic i hierarchii moralnych wciąż kształtuje przebieg i wynik II wojny światowej. Dlaczego mielibyśmy z atutu dobrej historii bezrozumnie rezygnować?
To dobrze, że Radosław Sikorski tak często zabiera głos. Bez jego szczerości trudniej byłoby zrozumieć, na czym polega zagrożenie utraty suwerenności, jak to się odbędzie. To smutne, ale czasami myślę, że od kresu z takim trudem wywalczonej niepodległości dzielą nas zaledwie jedne wybory wygrane przez zwolenników niemieckich hołdów, poszatkowania państwa na słabe i uległe wobec potęg landy, wyprzedaży resztek majątku pozostającego w polskich rękach.
Jak widać, łatwość, z jaką Niemcy handlują z Rosją gazem (te petrodolary idą na zbrojenia) i wpływami w regionie, niczego niektórych nie nauczyły. Podobnie jak katastrofalna pomyłka w ocenie prezydentury Trumpa (to było polskie pięć minut i zostało w pełni wykorzystane) oraz podejścia prezydenta Bidena do Rosji (miał być jastrzębiem, a wszystko oddaje).
Michał Karnowski
Były radykalny antykomunista, a dziś europejski koalicjant postkomunistów – po drodze pełniący wiele zaszczytnych funkcji – pan Radosław Sikorski ma cechę cenną dla publicystów i ważną dla opinii publicznej. Otóż wprost jasno i dobitnie mówi to, co jego partyjne koleżanki i koledzy próbują skrywać. To on otworzył wielu Polakom oczy na istotę polskiej polityki zagranicznej wobec Niemiec za czasów PO-PSL, czyli dążenie do podporządkowania Warszawy Berlinowi. Wwystąpieniu na forum Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej wlistopadzie 2011 r. wezwał Niemcy, by przewodziły Europie. „Macie przewodzić” – mówił. Ideklarował: „Polska wnosi również do Europy gotowość do kompromisu – nawet w zakresie wspólnego podejścia do suwerenności – w zamian za uczciwą pozycję wsilniejszej Europie”. Zestawienie tych dwóch tonów – wychwalania potęgi niemieckiej, zachęty do korzystania zniej ijednocześnie lekkiego podejścia do suwerenności Polski – wytworzyły wrażenie „hołdu berlińskiego” i pod taką nazwą przemówienie to przeszło do historii. Gdy czyta się ten tekst ponownie, uderza, jak lekko minister wzywa do oddania kolejnych kompetencji zdominowanym przez niemieckie elity iwpływy instytucjom brukselskim oraz jak lekceważąco podchodzi do państwowości polskiej, redukując ją do „tożsamości narodowej, religii, stylu życia, moralności publicznej oraz stawek podatku dochodowego ipodatku VAT”. Resztę mają wziąć brukselskie instytucje. Mówiąc o ich władzy, użył nawet określenia „drakońskie uprawnienia”. Uczciwie dodajmy, że minister Sikorski przeciw takiej interpretacji zawsze oponuje. Ale każdorazowa lektura przemówienia potwierdza wrażenie, iż był to hołd. Sprawa jest bowiem prosta: mniej Polski, a więcej Unii, przy silnym przywództwie niemieckim oznacza mniej Polski, awięcej Niemiec. Kolejne wypowiedzi ministra Sikorskiego potwierdzają, że opinia publiczna dobrze odczytała jego intencje. W najnowszej, z tego tygodnia, czytamy: „Prawica nie przyjmuje do wiadomości, że Niemcy stracili na naszą rzecz 20 proc. swojego przedwojennego terytorium, że reparacji i Kresów pozbawił nas Związek Radziecki, że Niemcy głównie finansują nasze transfery zUnii i że to my – godząc się na zmianę umowy ogazociągu jamalskim – częściowo przyczyniliśmy się do budowy Nord Stream” – napisał wtygodniku „Polityka”. Szokujące słowa. Tezy, iż Ziemie Odzyskane to jakiś prezent czy reparacja ze strony Niemiec, nie głoszą nawet najbardziej nacjonalistyczni politycy w Berlinie. Bo państwo niemieckie nic do tego nie miało ani nie ma. Kształt granic określili alianci po zakończeniu II wojny światowej, w sposób bolesny dla Polaków, bo pozbawiający nas Kresów. Jeśli Polska komuś zawdzięcza terytoria na Zachodzie, to własnemu wysiłkowi wojennemu, od początku do końca prowadzonemu po dobrej stronie. Dla Polaków II wojna światowa nie będzie zamknięta, dopóki Polska nie uzyska zadośćuczynienia za każde ludzkie życie (także żydowskich obywateli II RP, co pozwoliłoby część pieniędzy przekazać środowiskom i państwu izraelskiemu), każdy zniszczony budynek (to samo), każde cierpienie ikażdą zbrodnię. Niemcy tę konieczność rozumieją wobec innych narodów ipaństw – zwyjątkiem Polaków. Do nas trafiło zaledwie 1 proc. odszkodowań niemieckich po II wojnie światowej. Jeden procent! Do państwa zapewne najbardziej poszkodowanego, z najstraszliwszą okupacją. Sikorski kpi też, że „polska martyrologia wpakiecie z mesjanizmem i zaściankowością jest towarem eksportowym, na który brak popytu”. Trudno owiększe nieporozumienie. To nie cierpiętnictwo, nie martyrologia, ale polska dusza, która nie umie ani nie może zapomnieć. Sikorski tej duszy najwyraźniej nie rozumie. Ale to także ważny argument polityczny, z którego każdy naród wEuropie korzysta. Bo kształt Europy, jej granic i hierarchii moralnych wciąż kształtuje przebieg iwynik II wojny światowej. Dlaczego mielibyśmy z atutu dobrej historii bezrozumnie rezygnować? To dobrze, że Radosław Sikorski tak często zabiera głos. Bez jego szczerości trudniej byłoby zrozumieć, na czym polega zagrożenie utraty suwerenności, jak to się odbędzie. To smutne, ale czasami myślę, że od kresu z takim trudem wywalczonej niepodległości dzielą nas zaledwie jedne wybory wygrane przez zwolenników niemieckich hołdów, poszatkowania państwa na słabe i uległe wobec potęg landy, wyprzedaży resztek majątku pozostającego w polskich rękach. Jak widać, łatwość, z jaką Niemcy handlują z Rosją gazem (te petrodolary idą na zbrojenia) i wpływami w regionie, niczego niektórych nie nauczyły. Podobnie jak katastrofalna pomyłka w ocenie prezydentury Trumpa (to było polskie pięć minut i zostało wpełni wykorzystane) oraz podejścia prezydenta Bidena do Rosji (miał być jastrzębiem, awszystko oddaje)
W tygodniku „Sieci”: Oszustwo mienia bezspadkowego
W najnowszym wydaniu tygodnika „Sieci” - dlaczego uchwalona przez polski Sejm nowelizacja Kodeksu postępowania administracyjnego blokującą „dziką reprywatyzację” wywołała zgrzyty na linii Polska–Izrael? Czy może chodzić o to, że to potężne grupy interesu, nie mając za sobą żadnej podstawy prawnej i historycznej, chcą wyciągnąć od nas pieniądze? Czy możemy się przed tym bronić?
Wybory prezesa
Jarosław Kaczyński wprowadza Prawo i Sprawiedliwość w nowy etap – bezpośrednio poprzedzający kolejne wybory. Być może tylko on wie, kiedy się odbędą. Nowy-stary prezes PiS staje przed dylematem: czy rozprawiać się z wewnętrzną opozycją w Zjednoczonej Prawicy, czy łagodzić napięcia i za wszelką cenę scalać obóz? Czy wszyscy liderzy koalicji pójdą tą samą drogą? Czy czeka nas przesilenie na scenie politycznej? Marek Pyza i Marcin Wikło opisują na łamach tygodnika „Sieci” wybory na prezesa PiS.
Ustawa, która rozsierdziła Izrael
Ustawowe i definitywne zakończenie roszczeń reprywatyzacyjnych, wynikających z komunistycznej grabieży własności, stało się w Polsce absolutną, choć smutną koniecznością – zauważa na łamach nowego wydania tygodnika „Sieci” publicysta, Jan Rokita.
Usłyszeć dzieci
14-letnie alkoholiczki, dzieci w głębokiej depresji po próbach samobójczych, nastoletni narkomani. Nieprawdopodobne? Psychoterapeuci przyznają, że tak źle z psychiką młodzieży nie było nigdy. Dorota Łosiewicz porusza kwestię problemów, jakie zrodziła pandemia w psychice dzieci: Przez ostatni rok funkcjonowaliśmy w nowych warunkach społecznych i zawodowych […]. Najgorzej z wymuszoną izolacją poradziły sobie dzieci.
To był pożar, a my byliśmy strażakami
Recesja zaczyna się nie wtedy, kiedy ludzie nie mają pieniędzy, ale gdy myślą, że nie będą ich mieć. Kiedy zaczynają sądzić, że nadchodzi koniec świata. Rząd szybkimi działaniami przekonał Polaków na początku pandemii, że żadnego końca świata nie będzie, że damy radę – mówi Tadeusz Kościński, minister finansów, funduszy i polityki regionalnej w rozmowie Jackiem i Michałem Karnowskimi na łamach nowego wydania tygodnika „Sieci”.
Niebezpieczna moda na transseksualizm
Rosnąca liczba „transseksualnej” młodzieży to głównie wynik presji kulturowej i społecznej. Tak uważa amerykański psychiatra specjalizujący się w zaburzeniach tożsamości płciowej dr Stephen Levine. „Genetyczna konstrukcja naszego gatunku nie mogła się aż tak bardzo zmienić na przestrzeni zaledwie 20, 30 lat” – podkreślał. Aleksandra Rybińska porusza na łamach tygodnika „Sieci” temat rosnącej liczby transseksualnej młodzieży.