Adamski: Czy do elit w końcu coś dotarło?
Bogusław Linda odniósł się w wydanej właśnie wywiadzie- rzece do faktu, dlaczego nie zagrał w „Pokłosiu” Władysława Pasikowskiego. Linda współpracował z kontrowersyjnym reżyserem od czasu jego fenomenalnegodebiutu „Kroll” w 1991 roku, robiąc z nim potem jeszcze 6 filmów. Duet Pasikowski-Linda był porównywany do duetu Scorsese-De Niro czy Herzog-Kinski. Dlatego brak aktora zarówno w „Pokłosiu” (film był powrotem Pasikowskiego do kina po ponad dekadzie) i w „Jack Strong” szeroko komentowano.
Linda w końcu rzucił światło na to dlaczego doszło do rozstania. Aktor w książce „Zły chłopiec” wypowiada się w Pasikowskim bardzo pozytywnie. Jednak we fragmencie o „Pokłosiu” mówi:
Ja mu powiedziałem tak: „Władku, zanim Amerykanie zrobili „Pluton” o tym, że przegrali wojnę w Wietnamie, zrobili pięćset pięćdziesiąt filmów o tym, że byli niezwyciężeni, że wygrywali, byli bohaterscy, natomiast my robimy pierwszy film o naszych relacjach z Żydami i on od razu jest o tym, że ich mordujemy.
Na sugestię przeprowadzającej wywiad Magdy Umer, że jest to film o tym, iż „niektórzy mordowali Żydów” Linda mówi:
Tak, ale to nie jest ważne, bo ludzie na całym świecie odczytają to tak, że to Polacy mordują Żydów. On chyba zrozumiał przez to, że ja jestem antysemitą….
Linda doskonale nakreślił problem, jaki ja mam choćby z „Idą” Pawła Pawlikowskiego. Z punktu widzenia artystycznego film ten jest małym arcydziełkiem i zasłużył na Oscara. Niestety patrząc na jego sukces z punktu widzenia polityki historycznej, można zrozumieć oburzenie środowisk patriotycznych. Z artystycznie nierównym i pokracznym „Pokłosiem” problem jest jeszcze inny. Jest to wyjątkowo jednowymiarowy i dosyć prostacki obraz, który na pochwały zasłużył w mediach lewaicowych właśnie przez ideologiczny wydźwięk. Pozytywne recenzje jakie zebrał w „New York Times” o wiele bardziej zaszkodziły wizerunkowi Polski niż bardzo niszowa komercyjnie „Ida”. Czy Pasikowski miał natomiast prawo do swojej wizji? Oczywiście, że tak. Ba, artysta ma prawo do wizji o wiele ostrzejszych i bardziej niesprawiedliwych. Szczególnie jak realizuje je za prywatne środki.
Linda zwraca jednak uwagę na zasadniczy problem. Zanim pokazaliśmy światu o naszym bohaterstwie, w myśl głównej tezy michnikowszczyzny pałkujemy się, biczujemy i rozdmuchujemy do granic możliwości ciemne karty historii. Każdy naród je ma i nie można ich zamiatać pod dywan. Kino jest idealnym miejscem do takiego rozliczenia, co doskonale widać w Hollywood. To tam powstały najbardziej wartościowe filmy o prześladowaniu w „krainie wolności” i biblijnym „mieście na Górze” Murzynów czy Indian. Zanim to jednak miało miejsce, Amerykanie nakręcili wybitne produkcje o bohaterskich kartach swojej historii.
Ta różnica w podejściu do własnej historii ma jednak swoje bardzo proste wytłumaczenie. Amerykańscy Ojcowie Założyciele nie budowali wolnego kraju na piętnowaniu własnego bohaterstwa i straszeniu „demonami patriotyzmu”. W USAnawet na lewym skrzydle Partii Demokratycznej nie do pomyślenia jest powiedzenie, że „amerykańskość to nienormalność”, a publiczne wsadzenie flagi w odchody przez celebrytę, skończyłoby się jego infamią. W Polsce natomiast do programu takiego celebryty przychodzi prezydent RP.
To jest właśnie pokłosie polityki historycznej zakompleksionych i wpatrzonych w zachód elit intelektualnych, które po ostatnich wstrząsach na scenie politycznej zdają się na szczęście schodzić powoli w niebyt. Czy zmiana pozwoli jednak odwrócić fatalny trend polityki historycznej, jaki sami sobie narzuciliśmy? Linda w bardzo prostolinijny sposób zwraca uwagę na złożony problem, którego nie da się niestety satysfakcjonująco już rozwiązać. Warto jednak wyciągnąć wnioski z własnych błędów i nie popełniać ich w innych wymiarach. Do tego potrzebna jest jednak wola totalnej zmiany i przemeblowania fundamentów na jakich zbudowana jest III RP.
Łukasz Adamski