Autorzy 2023 - promocja!

A jednak Brazylia, a jednak Neymar. I wstrętne sztuczki

opublikowano: 13 czerwca 2014
A jednak Brazylia, a jednak Neymar. I wstrętne sztuczki lupa lupa
fot.bleacherreport.com

Niewiele brakowało, a mógłbym przyznać sobie tytuł „Zasłużonego Eksperta w sprawach Piłki Nożnej”. Wynik 3:1 jest przecież bardzo bliski 3:0, który typowałem. I to wiele godzin przed meczem otwarcia Mundial 2014: Brazylia – Chorwacja.

Mógłbym zgarnąć całą pulę, gdyby nie Marcelo, który wkopał piłkę do własnej bramki. Tego się po nim nie spodziewałem. Raczej mógłbym zakładać – a znam to „ziółko” nieźle z meczów Realu Madryt - że poturbuje nieźle jakiegoś napastnika z drużyny przeciwnej, nadepnie na stopę swoimi korkami, walnie łokciem w twarz albo w grdykę, po czym zrobi minę „aniołka-niewiniątka”, sugerując sędziemu, że zrobił to niechcący, albo, że to nie on, albo wreszcie, że tak naprawdę, to jego nie ma na placu gry. I nie rozumie, czemu sędzia gwizdnął przewinienie na jego konto i chce mu jeszcze wlepić mandat w postaci żółtej kartki. Innym jego ulubionym sposobem, jest sfaulowanie przeciwnika połączone z wytrenowanym spektaklem w roli ofiary, która powalona na ziemię wije się z bólu, jakby za chwilę miała skonać na oczach tysięcy widzów.

Takich zawodników na tych mistrzostwach pojawi się wielu, wystarczy tylko zwrócić uwagę na rzekomy spryt takich boiskowych cwaniaczków, a w istocie oszustów, którzy pod wpływem chuchnięcia w ich stronę, padają na murawę, jak trawa ścięta kosą. Kiedyś tego rodzaju zachowanie nazywano grą nie fair. Teraz takie upadki wchodzą w skład, jeśli nie strategii, jeśli nie taktyki, to w zestaw planowanych posunięć. Znam jednego z najwybitniejszych piłkarzy na świecie, który stosuje to nagminnie. Nie zdradzę jego nazwiska, żeby nie narazić się jego fanom. Mogę tylko napomknąć, że gra on w jednej z drużyn europejskich mających swoją siedzibę na Półwyspie Iberyjskim. Prawie jestem pewien, że co najmniej raz sprokuruje on w tym turnieju podstępnie uzyskany rzut karny, a próbować swojej sztuczki będzie kilka razy.

Będzie robił to samo, co tak skutecznie zastosował we wczorajszym meczu napastnik Brazylii Fred. Trudno jednak obarczać winą japońskiego sędziego, który podyktował rzut karny, zamieniony przez Neymara na drugi gol dla Brazylii, co dało drużynie gospodarzyprowadzenie 2:1. A przede wszystkim wpłynęło na pozbycie się olbrzymiego napięcia dojmującego i paraliżującego piłkarzy Brazylii.

Dlaczego nie winiłbym sędziego? Stał on bowiem w miejscu, w którym widział rękę obrońcy chorwackiego na barku brazylijskiego zawodnika stojącego tyłem do Chorwata. I tej samej chwili padającego Brazylijczyka. Na podjęcie decyzji miał sekundę. Albo karny, albo żółta kartka dla Freda za fingowanie faulu ze strony Chorwata.

Cała nadzieja tylko w tym, że Chorwaci wyjdą z grupy. Cały świat widział, że w pierwszym meczu zostali skrzywdzeni. Mają jednak niesłuszne pretensje o nieuznanie im bramki, którą strzelili. Niezależnie od tego, że bramkarz brazylijski był źle ustawiony do złapania górnej piłki, napastnik Chorwacji Olić, skoczył mu na plecy. Faul był oczywisty.

A dziś wieczorem główne danie: Hiszpania – Holandia. Nieśmiało stawiam na swoją ukochaną Hiszpanię, mimo, że ambasadorem Polski w Madrycie jest Tomasz Arabski

Mógłbym zgarnąć całą pulę, gdyby nie Marcelo, który wkopał piłkę do własnej bramki. Tego się po nim nie spodziewałem. Raczej mógłbym zakładać – a znam to „ziółko” nieźle z meczów Realu Madryt - że poturbuje nieźle jakiegoś napastnika z drużyny przeciwnej, nadepnie na stopę swoimi korkami, walnie łokciem w twarz albo w grdykę, po czym zrobi minę „aniołka-niewiniątka”, sugerując sędziemu, że zrobił to niechcący, albo, że to nie on, albo wreszcie, że tak naprawdę, to jego nie ma na placu gry. I nie rozumie, czemu sędzia gwizdnął przewinienie na jego konto i chce mu jeszcze wlepić mandat w postaci żółtej kartki. Innym jego ulubionym sposobem, jest sfaulowanie przeciwnika połączone z wytrenowanym spektaklem w roli ofiary, która powalona na ziemię wije się z bólu, jakby za chwilę miała skonać na oczach tysięcy widzów.

Takich zawodników na tych mistrzostwach pojawi się wielu, wystarczy tylko zwrócić uwagę na rzekomy spryt takich boiskowych cwaniaczków, a w istocie oszustów, którzy pod wpływem chuchnięcia w ich stronę, padają na murawę, jak trawa ścięta kosą. Kiedyś tego rodzaju zachowanie nazywano grą nie fair. Teraz takie upadki wchodzą w skład, jeśli nie strategii, jeśli nie taktyki, to w zestaw planowanych posunięć. Znam jednego z najwybitniejszych piłkarzy na świecie, który stosuje to nagminnie. Nie zdradzę jego nazwiska, żeby nie narazić się jego fanom. Mogę tylko napomknąć, że gra on w jednej z drużyn europejskich mających swoją siedzibę na Półwyspie Iberyjskim. Prawie jestem pewien, że co najmniej raz sprokuruje on w tym turnieju podstępnie uzyskany rzut karny, a próbować swojej sztuczki będzie kilka razy.

Będzie robił to samo, co tak skutecznie zastosował we wczorajszym meczu napastnik Brazylii Fred. Trudno jednak obarczać winą japońskiego sędziego, który podyktował rzut karny, zamieniony przez Neymara na drugi gol dla Brazylii, co dało drużynie gospodarzyprowadzenie 2:1. A przede wszystkim wpłynęło na pozbycie się olbrzymiego napięcia dojmującego i paraliżującego piłkarzy Brazylii.

Dlaczego nie winiłbym sędziego? Stał on bowiem w miejscu, w którym widział rękę obrońcy chorwackiego na barku brazylijskiego zawodnika stojącego tyłem do Chorwata. I tej samej chwili padającego Brazylijczyka. Na podjęcie decyzji miał sekundę. Albo karny, albo żółta kartka dla Freda za fingowanie faulu ze strony Chorwata.

Cała nadzieja tylko w tym, że Chorwaci wyjdą z grupy. Cały świat widział, że w pierwszym meczu zostali skrzywdzeni. Mają jednak niesłuszne pretensje o nieuznanie im bramki, którą strzelili. Niezależnie od tego, że bramkarz brazylijski był źle ustawiony do złapania górnej piłki, napastnik Chorwacji Olić, skoczył mu na plecy. Faul był oczywisty.

A dziś wieczorem główne danie: Hiszpania – Holandia. Nieśmiało stawiam na swoją ukochaną Hiszpanię, mimo, że ambasadorem Polski w Madrycie jest Tomasz Arabski

Mógłbym zgarnąć całą pulę, gdyby nie Marcelo, który wkopał piłkę do własnej bramki. Tego się po nim nie spodziewałem. Raczej mógłbym zakładać – a znam to „ziółko” nieźle z meczów Realu Madryt - że poturbuje nieźle jakiegoś napastnika z drużyny przeciwnej, nadepnie na stopę swoimi korkami, walnie łokciem w twarz albo w grdykę, po czym zrobi minę „aniołka-niewiniątka”, sugerując sędziemu, że zrobił to niechcący, albo, że to nie on, albo wreszcie, że tak naprawdę, to jego nie ma na placu gry. I nie rozumie, czemu sędzia gwizdnął przewinienie na jego konto i chce mu jeszcze wlepić mandat w postaci żółtej kartki. Innym jego ulubionym sposobem, jest sfaulowanie przeciwnika połączone z wytrenowanym spektaklem w roli ofiary, która powalona na ziemię wije się z bólu, jakby za chwilę miała skonać na oczach tysięcy widzów.

Takich zawodników na tych mistrzostwach pojawi się wielu, wystarczy tylko zwrócić uwagę na rzekomy spryt takich boiskowych cwaniaczków, a w istocie oszustów, którzy pod wpływem chuchnięcia w ich stronę, padają na murawę, jak trawa ścięta kosą. Kiedyś tego rodzaju zachowanie nazywano grą nie fair. Teraz takie upadki wchodzą w skład, jeśli nie strategii, jeśli nie taktyki, to w zestaw planowanych posunięć. Znam jednego z najwybitniejszych piłkarzy na świecie, który stosuje to nagminnie. Nie zdradzę jego nazwiska, żeby nie narazić się jego fanom. Mogę tylko napomknąć, że gra on w jednej z drużyn europejskich mających swoją siedzibę na Półwyspie Iberyjskim. Prawie jestem pewien, że co najmniej raz sprokuruje on w tym turnieju podstępnie uzyskany rzut karny, a próbować swojej sztuczki będzie kilka razy.

Będzie robił to samo, co tak skutecznie zastosował we wczorajszym meczu napastnik Brazylii Fred. Trudno jednak obarczać winą japońskiego sędziego, który podyktował rzut karny, zamieniony przez Neymara na drugi gol dla Brazylii, co dało drużynie gospodarzyprowadzenie 2:1. A przede wszystkim wpłynęło na pozbycie się olbrzymiego napięcia dojmującego i paraliżującego piłkarzy Brazylii.

Dlaczego nie winiłbym sędziego? Stał on bowiem w miejscu, w którym widział rękę obrońcy chorwackiego na barku brazylijskiego zawodnika stojącego tyłem do Chorwata. I tej samej chwili padającego Brazylijczyka. Na podjęcie decyzji miał sekundę. Albo karny, albo żółta kartka dla Freda za fingowanie faulu ze strony Chorwata.

Cała nadzieja tylko w tym, że Chorwaci wyjdą z grupy. Cały świat widział, że w pierwszym meczu zostali skrzywdzeni. Mają jednak niesłuszne pretensje o nieuznanie im bramki, którą strzelili. Niezależnie od tego, że bramkarz brazylijski był źle ustawiony do złapania górnej piłki, napastnik Chorwacji Olić, skoczył mu na plecy. Faul był oczywisty.

A dziś wieczorem główne danie: Hiszpania – Holandia. Nieśmiało stawiam na swoją ukochaną Hiszpanię, mimo, że ambasadorem Polski w Madrycie jest Tomasz Arabski

Mógłbym zgarnąć całą pulę, gdyby nie Marcelo, który wkopał piłkę do własnej bramki. Tego się po nim nie spodziewałem. Raczej mógłbym zakładać – a znam to „ziółko” nieźle z meczów Realu Madryt - że poturbuje nieźle jakiegoś napastnika z drużyny przeciwnej, nadepnie na stopę swoimi korkami, walnie łokciem w twarz albo w grdykę, po czym zrobi minę „aniołka-niewiniątka”, sugerując sędziemu, że zrobił to niechcący, albo, że to nie on, albo wreszcie, że tak naprawdę, to jego nie ma na placu gry. I nie rozumie, czemu sędzia gwizdnął przewinienie na jego konto i chce mu jeszcze wlepić mandat w postaci żółtej kartki. Innym jego ulubionym sposobem, jest sfaulowanie przeciwnika połączone z wytrenowanym spektaklem w roli ofiary, która powalona na ziemię wije się z bólu, jakby za chwilę miała skonać na oczach tysięcy widzów.

Takich zawodników na tych mistrzostwach pojawi się wielu, wystarczy tylko zwrócić uwagę na rzekomy spryt takich boiskowych cwaniaczków, a w istocie oszustów, którzy pod wpływem chuchnięcia w ich stronę, padają na murawę, jak trawa ścięta kosą. Kiedyś tego rodzaju zachowanie nazywano grą nie fair. Teraz takie upadki wchodzą w skład, jeśli nie strategii, jeśli nie taktyki, to w zestaw planowanych posunięć. Znam jednego z najwybitniejszych piłkarzy na świecie, który stosuje to nagminnie. Nie zdradzę jego nazwiska, żeby nie narazić się jego fanom. Mogę tylko napomknąć, że gra on w jednej z drużyn europejskich mających swoją siedzibę na Półwyspie Iberyjskim. Prawie jestem pewien, że co najmniej raz sprokuruje on w tym turnieju podstępnie uzyskany rzut karny, a próbować swojej sztuczki będzie kilka razy.

Będzie robił to samo, co tak skutecznie zastosował we wczorajszym meczu napastnik Brazylii Fred. Trudno jednak obarczać winą japońskiego sędziego, który podyktował rzut karny, zamieniony przez Neymara na drugi gol dla Brazylii, co dało drużynie gospodarzyprowadzenie 2:1. A przede wszystkim wpłynęło na pozbycie się olbrzymiego napięcia dojmującego i paraliżującego piłkarzy Brazylii.

Dlaczego nie winiłbym sędziego? Stał on bowiem w miejscu, w którym widział rękę obrońcy chorwackiego na barku brazylijskiego zawodnika stojącego tyłem do Chorwata. I tej samej chwili padającego Brazylijczyka. Na podjęcie decyzji miał sekundę. Albo karny, albo żółta kartka dla Freda za fingowanie faulu ze strony Chorwata.

Cała nadzieja tylko w tym, że Chorwaci wyjdą z grupy. Cały świat widział, że w pierwszym meczu zostali skrzywdzeni. Mają jednak niesłuszne pretensje o nieuznanie im bramki, którą strzelili. Niezależnie od tego, że bramkarz brazylijski był źle ustawiony do złapania górnej piłki, napastnik Chorwacji Olić, skoczył mu na plecy. Faul był oczywisty.

A dziś wieczorem główne danie: Hiszpania – Holandia. Nieśmiało stawiam na swoją ukochaną Hiszpanię, mimo, że ambasadorem Polski w Madrycie jest Tomasz Arabski.

Jerzy Jachowicz



 

Zaloguj się, by uzyskać dostęp do unikatowych treści oraz cotygodniowego newslettera z informacjami na temat najnowszego wydania

Zarejestruj się | Zapomniałem hasła