”wSieci” ujawnia taśmy Marcina P.
- Paniczna wyprzedaż u prezesa Amber Gold Marcina P. Spieniężał wszystko – 10 kg złota w sztabkach i samochody, a mieszkania pośpiesznie przepisywał na rodzinę. Tak wyglądała rzeczywistość oszusta na przełomie lipca i sierpnia 2012 r., tuż po upadku OLT Express. Ile takich ruchów wykonał wcześniej, korzystając z bezczynności służb? Kto mu w tym pomagał, darowując de facto dwa miesiące nieskrępowanej przestępczej działalności? Kto zapewniał osłonę medialną? Dotarliśmy do treści stenogramów z podsłuchów ABW założonych Marcinowi P. Założonych – zaznaczmy to wyraźnie – o wiele za późno – piszą w najnowszym numerze tygodnika „wSieci” Marek Pyza i Marcin Wikło
Dziennikarze tygodnika obalają całą narrację, jaką przedstawił podczas przesłuchania przed komisją ds. Amber Gold syn byłego premiera Michał Tusk. Demaskują też niepokojące relację, jakie łączyły twórcę piramidy finansowej z ówczesnymi elitami, chociaż w swoich dociekaniach starają się być bardzo ostrożni.
Twórca piramidy finansowej, która oszukała niemal 19 tys. Polaków na ponad 850 mln zł, na przełomie lipca i sierpnia 2012 r. nie płacił już właściwie za nic i nikomu. Ze znamiennym wyjątkiem. Wszystkie faktury Michała Tuska zostały uregulowane, a przelew za ostatnią, wystawioną wpo łowie czerwca, poszedł pod koniec lipca. Pozostawimy bez odpowiedzi pytanie, dlaczego akurat syn premiera cieszył się takimi względami u oszusta. W świetle tych informacji trudno się dziwić, że nawet wiedząc o podejrzanych interesach Marcina P. – jak stwierdził – „podjął ryzyko” pracy dla niego. Mimo że ojciec kręcił na to nosem. „Razem wiedzieliśmy, że to jest, tak mówiąc kolokwialnie, lipa” – Tusk junior z rozbrajającą szczerością przyznał w ubiegłą środę przed sejmową komisją śledczą ds. Amber Gold, że wiedza na temat przekrętów Marcina P. była powszechnie dostępna. Choć oczywiście nie dla wszystkich. Premier Donald Tusk, ministrowie jego rządu, kierowane przez niego służby i nominaci w najważniejszych urzędach, zamiast ostrzegać Polaków, zwlekali z kontrolami i podejmowaniem podstawowych działań. To pozwoliło na wyprowadzanie pieniędzy z oszukańczego interesu prawie do dnia, w którym P. został zatrzymany – piszą Pyza i Wikło.
Dziennikarze przyglądają się też postępowaniom władzy w newralgicznym momencie afery Amber Gold.
Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie podejmuje natychmiast – a była to oczywista konieczność – podstawowej czynności, jaką jest podsłuch telefonu Marcina P. A przecież w tym czasie można było zdobyć informacje fundamentalne dla sprawy – o ludziach, którzy stali za P. Wniosek o założenie podsłuchu wpływa do sądu dopiero 17 lipca 2012 r., a nagrania rozpoczynają się 27 lipca. Można się tylko domyślać, ilu ważnych informacji śledczy nie wychwycili, zwlekając tak długo, darowując przez to oszustowi dwa miesiące spokoju. Trudno nazwać to dobrze wykonaną pracą operacyjną. I kolejne pytanie: dlaczego funkcjonariusze sporządzili notatki tylko z niewielkiej części rozmów, choć Marcin P. wówczas praktycznie nie odrywał się od telefonu? W dokumentacji ABW nie ma nawet rozmów pomiędzy parą rządzącą Amber Gold? Wszak byli w stałym kontakcie. Żona Katarzyna była w książce telefonicznej Marcina opisana jako „Księżniczka”. Ich wymiany zdań byłyby szalenie interesujące. Nawet jednak z pozostawionych przez ABW strzępów wynika jasno, że Marcin P. do końca nie tracił czasu. Upłynniał majątek, przepisywał mieszkania na rodzinę i pośpiesznie zlecał kolejne transakcje zaprzyjaźnionej pani notariusz. Żonglował przy tym kolejnymi kartami telefonicznymi, wiedział bowiem dobrze, że jest podsłuchiwany. Podczas jednej z rozmów ze wspólniczką z czasów poprzedniego przekrętu, Multikasy, mówi bez żenady: „Pozdrów panów z ABW” – piszą dziennikarze.
Całe dziennikarskie śledztwo Marcina Wikły i Marka Pyzy w najnowszym numerze tygodnika wSieci, dostępnym w sprzedaży od 26 czerwca, także w formie e-wydania na http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl.